wtorek, 21 września 2010
Niedziela - Poniedziałek czas przemyśleń
Ostatni dzień diety ( Zakończyłam na 13 dniu bo w niedzielę skubnęłam co nie co). Ciężko było dzisiaj bo cały czas myślałam że to już mogę zjeść coś pysznego no i nie dałam rady skubnęłam trochę pieczywa z nadzieją że zaspokoję swój "głód" na dawne jedzonko. Rano byłam w podróży i zjadłam sporo kalafiorka, dopiero wieczorem się skusiłam na coś innego. Nie dało mi to jednak zaspokojenia bo krótko mówiąc się zawiodłam, phi jakiś tam chlebek razowy nic wilekiego. Rozczarowanie że to miało być takie fajne. Tyle czasu się "męczyłam" i na końcu czeka na mnie niespodzianka w postaci jedzenia produktów z codzienności. No ja tak tego nie odebrałam, oczywiście to że koniec diety daje takiego kopa że wow zjem to i to, ok może być ale powinnam napisać sobie wilką kartkę w kuchni BASIA ZWOLNIJ TEMPA NIE SZALEJ Z POSPOLITYM JEDZENIEM. Dobrze tylko po czasie się zorientowałam, nie cierpiałam fizycznie, nie nic mnie nie boalało po tym jak zjadłam chlebka i innego pieczywa, tylko psychicznie czułam się taka zdołowana. Dało mi to do zrozumienia hej przecież nie musisz wracać do dawnego stylu odżywiania to co ci każe to te kilkanaście lat które gdzieś tam krzyczą zjedz przecież zawsze to jadłaś. Psychika mówi mi jednak inaczej, skoro już tyle wiesz że to jest zdrowe a to nie to wybierz te zdrowsze rzeczy. W poniedziałek zjadłam trochę warzyw i trochę zbożowych produktów i sojowego napoju. I znów poczułam się dziwnie fizycznie ociężała jakbym zjadłą cegłę. Psychicznie ciężko, byłam zdołowana i brakowało mi tej energii i uśmiechu jaki miałam na diecie, to było coś a teraz jestem zawiedzona, że to tak ciężko idzie nie czuję tego że za szybko wprowadziłam zbożowe produkty. No i jeszcze jedna rzecz mnie zdziwiła bo na diecie w ostatnich dniach jadłam może 3 posiłki w malutkich porcjach a przez te półtora dnia zauważyłam że aby się najeść trzeba większą ilość zjadać to widać od razu że żołądek musi być zapchany. Po prostu nie czułam się dobrze, więc sobie pomyślałam że nie muszę przestawać jeść tych rzeczy co na diecie, mogę je już ubogacać innymi warzywami i owocami, wprowdzę oliwę,orzechy itp. Będę się szkolić w tym co mi pasuje a co nie a przede wszytskim słuchać swojego oraganizmu co potrzebuje. Jak na razie to nawet nie myśle o zjedzeniu mięsa, mleka krowiego i przetworów, białego chleba, chcę jak najdłużej wytrzymać wiem że nie będzie to łatwe, zobaczę jak to będzie w czasie na pewno będe informować o tym jak zmienia się mój styl żywienia. W końcu tytuł to wędrówka po zdrowie i o tym muszę pamiętać, aby do niego dążyć i nie zapominać. A jak zdarzy się dzień w którym będę chciała zjeść coś niezdrowego to mam nadzieję że włączy mi się czerwona lampka i powie mi nie. Ale jak zjem to nie będę robić z tego nie wiadomo co bo od czasu do czasu nie zaszkodzi. Na dzień dzisiejszy dużo warzyw i owoców, produkty zbożowe, orzechy itp. i dużo pozytywnego myślenia i uśmiechu :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wiesz co? Zachciewajka jest dobra, kiedy się jej chce, a kiedy już się ją konsumuje, to przestaje smakować ;) Kiedy byłam na głodówce, bardzo, bardzo chciało mi się np. jajek w majonezie. Kiedy już mogłam zjeść, zjadłam i stwierdziłam, że mi nie smakują ;) W dodatku mnie "wysuszyły". Od tamtej pory (prawie, bo z majonezu zrezygnowałam trochę później) nie pojawiają się w moim odżywianiu. Oczyszczone z toksyn ciało daje wyraźniejsze sygnały, co jest dla niego dobre :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że jesteś tego świadoma i to w zasadzie najważniejsze. Ja byłam przez jakiś czas na 100% surowej a potem jeden wyskok i zaczął się powrót do starego jedzenia (co gorsze mocny nawrót do nabiału, a byłam weganką). Strasznie długi czas się miotałam, bo wiedziałam jak cudownie działa na mnie surowe i jak wiele na tym zyskuję, a z drugiej strony ciągnęlo mnie do zwykłego żarcia. Praktycznie ponad miesiąc kombinowałam na różne sposoby jak by tu wrócić na 100% raw aż w końcu zdołowana tą walką poddałam się, ODPUŚCIŁAM. I oczywiście pomogło. Powoli, bo powoli ale samo mi się klaruje i zmienia. I już wiem, że nie muszę być 100% Raw, ale zaczęłam po prostu odżywiać się zdrowo. I to mnie bardzo cieszy.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki byś dalej kroczyła ścieżką zdrowia :)
Przeglądałem uważnie całe Twoje zmagania na diecie Jedna rada przychodzi mi na myśl NIE REZYGNUJ Z JEDZENIA SUROWIZNY! Nie traktuj jedzenia jako diety którą bezwarunkowo musisz przestrzegać Jak wcześniej napisali organizm sam wie czego potrzebuje Trzeba tylko nauczy sie go słuchać Odtruty daje jaśniejsze sygnały co jest dla niego złe a co dobre
OdpowiedzUsuńJa nie jestem 100% surojadkiem Staram się aby moje porzywienie składało się jak w największej części z owoców i warzyw Tych co obecnie rosną Np teraz jabłka winogrona maliny słonecznik orzechy kalafior marchew kapsta Nie jadam tak skomplikowanych potraw jak Twoje Jem raczej "monotematycznie" Czyli jak jem jabłka to tyle aż się najem i tylko to Po jakiejś godz dwóch trzech (jak mi sie zachce) jem co innego Np winogron kiściami I tak dalej Oczywiście wszytko swoje Niepryskane Prosto z "ziemi":D
Oczywiście nie neguje łączenia ale to jzu wyższa szkoła jazdy Trzeba wiedzieć co z czym sie dobrze trawi a co nie Jestem facetem i nie bardzo chce mi się w to wnikać Ale wiem ze wielu ludzi odżywiających się raw foodem po pewnym czasie przekonuje się że im prościej tym lepiej Pomyśl;) Cos w tym jest
Pozdrawiam i jeszcze raz... Nie rezygnuj ze zdrowego zycia;) Juz sie osobiście przekonałaś ze "to jest to co tygryski lubią najbardziej";)
Paweł:D
Pawełku.... im prościej tym lepiej.... w 100% zgadzam się z Tobą.
OdpowiedzUsuńI sezonowe najlepsze.
Moniczko, wiem coś na ten temat...jeden wyskok może narobić masę bałaganu. Powrót do starych nawyków z których później trudno się wyplątać.
Cudzinka dobrze radzi:
Zachciewajka jest dobra, kiedy się jej chce, a kiedy już się ją konsumuje, to przestaje smakować
zachciewajki..ech po ostatnich "przygodach" w moim życiu to i ja mam zachciewajki, ale myśle, że po wyprostowaniu niektórych rzeczy razem sie za tą surówkę weźmiemy;-)
OdpowiedzUsuńOj tak jedzonko surowe to najlepszy sposób na życie, a zachciewajki też są potrzebne żeby nam uświadomić żę być może jużtej potrawy nie lubimy i odrzucamy ją całkowice z menu. a co do monotematycznego jedzenia dopiero niedawno się o takim czymś dowiedziałam ale pomysł jest naprawdę super.
OdpowiedzUsuń